Wiele razy w ostatnim czasie usłyszałam, że zbyt się poświęcam dla swoich dzieci. Dało mi to do myślenia.
Tak, patrząc dość powierzchownie – można pewnie uznać, że tak rzeczywiście jest. Będąc pracującą mamą dwójki dzieci, trudno przecież o wygospodarowanie czasu dla siebie. Z drugiej jednak strony – czy skupienie się na tym, co tu i teraz naprawdę ważne, można nazwać poświęceniem? Może to bardziej inwestycja! Nie rozumiana zero-jedynkowo: dziś ja daję tobie, a ty jutro mi to zwrócisz. Ale bardziej jak inwestycja w budowanie więzi.
To dorosły odpowiada za jakość relacji z dzieckiem – zawsze mam w głowie tę myśl Jaspera Juul’a (do tego Pana będę się pewnie jeszcze odwoływać nie raz!), to ona pozwala mi się w pełni zaangażować z bycie z dziećmi tu i teraz, odpowiadać na ich potrzeby jak tylko potrafię najlepiej. Na wszystko przyjdzie jeszcze pora. Najważniejszy projekt życia – wychowanie dzieci – drugi raz się nie wydarzy.
Tak, karmiłam bliźniaki piersią przez 2,5 roku, wierząc, że w ten sposób mogę dać im to, co najlepsze. Biegłam na każde kwilenie, bo chciałam, by wiedziały, że mogą zawsze na mnie liczyć. Zamiast karać – rozmawiam, chce by moje dzieci w każdej sytuacji potrafiły wybrać między tym, co dobre a co złe. Przytulam, całuję, czytam, przygotowujemy wspólnie posiłki, bawimy się (chociaż przyznam, że w tym ostatnim punkcie dużo lepszy jest mój mąż). Śpimy razem, bo lubimy być blisko.
Może wybrałam nieco bardziej wyboistą i czasochłonną drogę, może można iść na skróty. Ja nie potrafię i nie chcę. Nie nazwałabym tego poświęceniem, to moje Życie. Ufam, że to Życie nigdy nie będzie miało problemu, by chwycić za słuchawkę telefonu i bez powodu zapytać: Cześć mamo, jak się masz?.
Znam!
Cały czas karmię i spie z Iga 🙂
i…
czekamy na odwiedziny!
Alutka, bosko