Udało się! Po trudnych początkach karmisz piersią i… zaczynasz podejrzewać, że to karmienie to łatwiej rozpocząć niż zakończyć. Czas płynie, podobnie jak mleko – tu i ówdzie zaczynasz słuchać komentarzy mędrców tego świata. A to, że to nie mleko a woda. Albo, że do 18-stki karmić będziesz. I czy nie boisz się, że syn homoseksualistą będzie od tego karmienia. I że kto to widział takie duże dziecko cyckiem poić? Znacie to? Znacie!
Komentarze należy jednym uchem wpuścić i drugim wypuścić, ewentualnie – wobec tych, co do których żywcie jeszcze nadzieję na możliwość edukacji – odwołać należy się do literatury czy też zaleceń WHO. Całą resztę olewamy i karmimy sobie dalej.
Ale, ale… przychodzi taki dzień, w którym i w Twojej głowie zaczyna kiełkować myśl o odstawieniu. Pierwsza myśl jest nieśmiała. Marzysz, że może lepiej dziecko/dzieci prześpią noc, że może uda Ci się wyjść wieczorem, że może pośpisz ciągiem 3 godziny, że może to pora… Myśl tę odganiasz, no bo gdzie? Jak? Skoro ssak poza matczynym cycem świata nie widzi, to jak możesz mu to zabrać? Uznajesz, że tej myśli nie było.
No i czekasz na samoodstawienie; czytałaś, że takie cuda się zdarzają, że jest to możliwe, że kiedyś czyjeś dziecko się samo odstawiło zaraz po drugich urodzinach, że na pewno Was to też spotka…
Tutaj sprostowanie: samoodstawienie istnieje i się zdarza, ale zwykle nie dzieje się to po drugich urodzinach, a zdecydowanie później. Brawa dla tych mam, które wytrwały. Czapki z głów!
No więc powoli dochodzisz do wniosku, że nie dasz rady wytrwać do samoodstawienia. Skutecznie utwierdzają Cię w tym przekonaniu noce pełne cycolenia, po których musisz wstać do pracy; i ogólne zmęczenie. Kto przerobił długie karmienie piersią wie, że to męczące zajęcie! Że kontakt fizyczny – z ukochanym przecież dzieckiem – bywa czasem trudny do zniesienia nawet dla najbardziej cierpliwych istot, że gładzenie po włosach przez 3 godziny może doprowadzić na granicę szału.
No więc po miesiącach cycolenia, po wykonaniu kawałka naprawdę solidnej pracy dla swojego potomka postanawiasz: odstawiamy. Skoro tak postanowiłaś – musisz wytrwać; jeśli Ty będziesz chciała skończyć mleczną drogę, to uda się Wam to zrobić. Jeśli masz wątpliwości – odczekaj. Nawet przy odstawieniu piersią działa przekonanie Jaspera Juula, że dzieci współpracują z rodzicami – pamiętaj o tym, w najtrudniejszych chwilach.
Nie wpadaj na pomysł odstawienia z dnia na dzień, przygotuj się do tego. Zaplanuj np. kilka dni urlopu: pójście do pracy po nocy poświęconej na tłumaczenie, że mleczka już nie ma, nie jest najlepszym pomysłem ani dla Ciebie, ani dla Twojego pracodawcy. Wybierz czas bez zawirowań w Waszej rodzinie, nie rób tego, gdy osesek właśnie rusza do przedszkola/żłobka, gdy zmieniacie mieszkanie, macie nową nianię lub jesteście w szczytowym okresie chorowania/ząbkowania. Niech to będzie względnie spokojny czas.
U nas ten moment przyszedł gdy bliźniaki miały 2,5 roku. Miałam świadomość dobrze wypełnionego zadania i odczuwałam zmęczenie. Sporo czytałam o odstawieniu od piersi i chciałam zrobić to jak najdelikatniej się da. Zadanie miałam ułatwione: młodzież komunikowała się z nami bez problemu, więc rozmowa była podstawą, by wytłumaczyć to, co nas właśnie spotyka. Oczywiście najpierw dużo wcześniej starałam się ograniczać karmienia dzienne, zostawiając tylko te awaryjne w chorobie, w tubronieszczęściu – tak, pierś była u nas eliksirem na każde zło tego świata. Wiedziałam też, że na młodzież bardzo dobrze działa autorytet lekarza, więc postanowiłam wykorzystać badanie usg piersi. Wspominałam wcześniej, że piersi bolą, że chyba powoli mleko się kończy (mleko się, wiadomo, nie kończyło, ale biust bolał niczym przypalany żelazem w trakcie PSM). Wróciłam z usg piersi, uzbrojona w nowe bidony do serwowania mleka/wody dzieciom i przedstawiłam wynik badania, z którego jasno wynikało, że „piersi są zmęczone, bolą, a mleko się skończyło”. Pierwsza reakcja była cudowna, dzieci z ogromną empatią odniosły się do cycusiowego „schorzenia”. Dostały oczywiście ode mnie zapewnienie, ze nadal możemy razem spać, tulić się i jedyne, co się między nami zmienia, to brak mleka. Młodzież była przez chwilę nawet podekscytowana: rety! Mleko się skończyło! Co to będzie?! Co to będzie?!
Ekstaza i empatia trwały do momentu pójścia spać. Serce pękało, a tulona przeze mnie młodzież płakała, że pyszne mleczko się skończyło. Nie będę Wam ściemniać, że poszło lekko, ale było zdecydowanie lepiej niż spodziewałam się, że będzie biorąc pod uwagę, że miałam przez 2,5 roku u boku parę cycoholików zagorzałych i zdeklarowanych. Ciężkie mieliśmy 3 noce. Dzieci jednak były w stosunku do siebie wspaniałe- gdy jedno miało kryzys, drugie pocieszało i tłumaczyło, że mleczka nie ma. I tak na zmianę. Ja oczywiście też nie byłam twardzielem, i przyznam że były chwile, że już chciałam młodzież znów raczyć mleczkiem. Do dzisiaj, gdy dzieci płaczą mam odruch by zaserwować im cyca. W nocy pomagał nam dzielnie tata (w końcu słodko przespał 2,5 roku więc miał okazję, by się wykazać), ale i tak miałam poczucie, że to ja muszę być z dziećmi. Trochę miałam wrażenie, że to ja nas w ten ambaras wpakowałam, że muszę nas z niego wyciągnąć. Rozwiązanie podpowiadane często, by matka zniknęła – mi nie mieściło się w głowie. A może po prostu nie lubię rozstawać się ze swoimi dziećmi? Czwartej nocy szlochy się skończyły. Powoli, z dnia na dzień, z nocy na noc, zapominaliśmy o piersi. Początkowo dzieci budziły się w nocy, by napić się wody. Teraz budzą się jedynie, by sprawdzić, czy jestem.
Najlepsze jest to, że nie zapomnieliśmy zupełnie o karmieniu piersią; dzieci doskonale je pamiętają, czasem pytają czy mleko wróci, tulą się, opowiadają jak było pyszne, że było wtedy ciepło, miło. Karmienie to bliskość, więc warto też w bliski sposób z niego zrezygnować. Rozmawiaj, tul, kochaj. Dacie radę! W końcu: widziałaś kiedyś karmionego piersią osiemnastolatka?