Cały rok marzysz, planujesz, liczysz pieniądze i dalej marzysz. W końcu nadchodzi: upragniony, wyczekany i na miarę Twoich możliwości. Urlop! Już na etapie pakowania dochodzisz do wniosku, że wyprawa z dziećmi to nie jest spontan z dawnych lat. Dziękujesz w myślach mężowi za zakup bagażnika dachowego. Tydzień przed układasz w myślach listę, ale już dwa dni przed wyjazdem prowadzisz zmasowany i ściśle zaplanowany atak pakowacza. Nie ważne czy jedziesz na weekend, na tydzień, czy w najbardziej wypasionej opcji – na 14 dni: i tak zabierasz wszystko. Nigdy nie wiadomo! A jeśli Twoją destynacją jest polskie morze, to masz w pakiecie przegląd szafy z całego roku dla wszystkich członków rodziny: od kostiumów kąpielowych po czapki i sztormiaki. Nigdy nie wiadomo, a nasze morze w końcu na północy!
Matka myśli za wszystkich, a najbardziej odpowiada na potrzeby najmłodszych: piłki, skrzydełka do pływania, książki (sic! góra książek), autka, ukochana lala, ulubione przytulanki, małe zwierzątka do zabawy, zestaw foremek (plus koniecznie koparka, autka i inne…). Potem dzielnie ogarniasz apteczkę: tu też zabierasz wszystko. Prawo Murphy’ego mówi o tym, że jak coś ma się wydarzyć, to na bank wydarzy się na wakacjach – przetestowane! Myślę, że na tym etapie matka spaliła jakieś 300 kalorii i dopiero się rozkręca. W końcu został jej jeszcze do przygotowania prowiant na wyprawę i zadbanie, by młodzież wyruszyła w podróż w iście wakacyjnych nastojach.
No to w drogę! Yupiii! Jedziemy na wakacje! Czeka na nas 6 boskich dni bez prania i gotowania! Czujecie? Prawie tydzień życia w którym nam ugotują i po nas posprzątają. Matka w duchu roni łzę wzruszenia – tyle dobroci na raz! Matka na wczasy all inclusive jedzie jak każdy człowiek, by się najeść i odpocząć. Ale okazuje się, że wakacje które pamięta z poprzedniego życia do zupełnie inny czas!
Wakacje są aktywne, a naszą domeną jest hasło: nie spać – zwiedzać! I niekoniecznie to, co naprawdę warte uwagi.
Szybko okazuje się, że matka ze stołu all inclusive zjada głównie koperek z ziemniaków. Kto w ogóle wpadł na pomysł, by w taki sposób zbezcześcić trzylatkowi ulubione bulwy?! Matka z uporem maniaka czyści kartofle dziecięciu swemu, by ono mogło ze smakiem ów posiłek spożyć. Gdy przychodzi pora na jedzenie matki, młodzież jest już syta i gotowa do dalszego eksplorowania nadmorskiego kurortu. Matka omiata tylko wzrokiem cielęcinę, tatary z łososia i ulubione śledzie w 14 wersjach. Żegna je bez żalu, w końcu nie samym chlebem człowiek żyje. Trochę się jej jedynie czka, gdy wszyscy niedzieciaci ogarniają sobie poobiednią kawkę i sezonowe ciasto „specjalność szefa kuchni”. Ogarnia się szybko i opuszcza hotelowy przybytek. Tyle atrakcji przed nami!
Co widzieliśmy nad morzem? Morze, fale, mewy i Zygzaka McQueen. Tak, zwiedziliśmy wszystkie pojazdy typu „wrzuć 2 złote, to będziemy się bujać i śpiewać” w promieniu 15 km od Jarosławca. Na szczęście młodzież o tyle łaskawa, że bez wrzucenia dwójki też czerpie radość z jazdy. W przeciwnym wypadku 500 plus wydalibyśmy już pierwszego dnia na same pojazdy. Nim doszliśmy na plażę wszystkie tego typu ustrojstwa musiały zostać zaliczone. Ich producenci nie mają dzieci, na bank nie.
Jak matka może zgubić klika nadprogramowych kalorii? Niech odkryje, że jej dziecko ma stan podgorączkowy. I już kalorie giną od stresu i niepewności – co tym razem?! I dalej to samo dziecko z tego załamania chorobowego postanawia, że spacerować może, ale tylko w ramionach matuli. Więc brniesz z 12 kilogramowym obciążeniem przed piaski wybrzeża. Lekko nie jest, ale może Anna Lewandowska czy inna Chodakowska byłaby w tym momencie z pracy twoich ud i pośladków wielce zadowolona. Potem włączasz wersję „turbospalanie”, bo wpadasz na idiotyczny pomysł, by rodzina zachwyciła się widokiem rozciągającym się z latarni morskiej (zwanej też w pewnych, trzyletnich kręgach Domem Muminków). Pokonujesz 122 schody w górę i w dół z pacholęciem w ramionach, bo małe nóżki podobno zmęczone. Zakwasy w dużych nóżkach na drugi dzień są.
No i basen! Basen w hotelu – blichtr i luksus dla bliźniaczej rodziny. Wizja moczenia się w jacuzzi i spijania drineczka w ciepłej wodzie jest tak odległa, jak lot na Marsa. Młodzież wodę kocha. Młodzież wodę szanuje. Młodzież wody nie zdradzi. A Ty brniesz w tę ich miłość i pływasz. 5 dni pływania i to intensywnego. Bo dzieciaki ściemy nie znoszą. Więc skaczemy, podrzucamy i nurkujemy. A potem zgodnie, całą czwórką padamy o 22.00. Bo młodzież wytrwała się nam trafiła, a rodzice jacyś wyjątkowo bez mocy.