Obiecałam jakiś czas temu, że po lekturze książki Alfie’go Kohna podzielę się z Wami refleksją. Nie jest to ani streszczenie, ani zbiór moich przemyśleń. Zebrałam dla Was najważniejsze punkty, które po lekturze głęboko zapadły w mojej pamięci. Słowem wstępu powiem, że książka w rodzicielskim mózgu wprowadza nieco zamętu, dlatego – chociażby z tego powodu – warto po nią sięgnąć. Znalazłam w niej też potwierdzenie, że dobry rodzic, to ten, który pracuje… przede wszystkim nad sobą.
Wychowanie bez nagród i kar – czytajcie mój skrypt i biegnijcie do księgarni po całość.
- Nasz świat nie jest prodziecięcy. Od dzieci oczekuje się tego, by były „grzeczne” – tj. ciche, nieruchliwe, wyrażające w pełni swoje emocje. Są to oczekiwania niemożliwe do spełnienia- wymaga się od dzieci, by wyzbyły się wszelkich cech dziecięcych. Z drugiej zaś strony wyobrażamy sobie, że nasze dzieci w przyszłości będą asertywne, pewne siebie, szlachetne, etc. – a metody behawiorystyczne wychowania, które przez lata były propagowane i po dziś dzień są uskuteczniane przez wielu rodziców, tłumią już w zarodku tego typu cechy.
- Wychowanie za pomocą nagród i kar, czyli nic innego jak wychowanie behawiorystyczne, zostało oparte na teorii człowieka, który swoje badania przeprowadzał na…ptakach. Uśmiechacie się w tym momencie? Może zbyt wcześnie, bo właśnie na opisie tych badań uknuto później metody „usypiania” niemowląt „cry out”, na tym opierają się też wszelakie karne jeże, ustawianie do kąta, wysyłanie dzieci do swojego pokoju. Mało zabawne, przyznacie.
- Kary i nagrody działają na dzieci w jednakowy sposób – wyłączają motywację wewnętrzną, czyli naturalną potrzebę dziecka do rozwoju, ciekawości świata, chęci do zabawy… Dzieci nagradzane dążą jedynie do otrzymania nagrody i natychmiast po tym przestają się interesować danym zagadnieniem; dzieci karane uznają, że nie ma sensu dalej dążyć do czegokolwiek, uznając, że kara i tak nadejdzie. Dobrze wyczuwacie – identycznie działają oceny w szkole. Trudno ich uniknąć nadal we współczesnym świecie, dlatego autor zachęca rodziców, by dystansowali dzieci od łączenia poziomu wiedzy z oceną z danego przedmiotu.
- Pochwała to też nagroda. I tu powiem Wam szczerze, mam największy problem. Trudno nie krzyknąć: Brawo! Wspaniale! Ale ładnie! – gdy dziecko dokonało jakiegoś dzieła. Alfie Kohn radzi jednak by miast „oceniać” pochwałą, potrafić dostrzec pracę dziecka.
- Nasza rzeczywistość zakłada, że na wszystko trzeba sobie zapracować. Rodzice często – mimochodem- rozszerzają to stwierdzenie także na swoją uwagę wobec dzieci. Rodzice kochają swoje dzieci, ale wypada się zastanowić, czy potrafią je kochać bezwarunkowo? Czy myślisz, że w chwilach kryzysu – które w rodzinie zdarzają się bardzo często – Twoje dziecko jest pewne, że jest kochane? Czy umiesz tak zapanować nad sobą, by Twoje dziecko czuło tę miłość? Łatwo jest kochać dzieci, które nie sprawiają kłopotów. Miłość bezwarunkowa to ta, która nie stawia wymagań, która stoi obok dziecka, gdy jest dobrze i gdy – a może przede wszystkim –jest źle. Nie ma prostej recepty jak to zrobić, ale jest wiele dróg, by nad taką postawą pracować.
- Dzieci zbyt często słyszą nie. Już niemowlakom – niby dla zabawy – grozimy paluszkiem, mówimy „oj!oj!”, „nu!nu!”. Zadanie dla Was: rozważajcie każde nie, które mówicie swoim dzieciom. Często używamy tego NIE z lenistwa, z chęci posiadania choć chwili świętego spokoju. Przyjrzyj się temu i mów NIE tylko wtedy, gdy jest to absolutnie konieczne.
- Karanie dzieci często tłumaczy się sprawiedliwością. Czy po latach dziecko doceni tę sprawiedliwość, skoro we wspomnieniach będzie miało wdrukowany strach przed rodzicem?
- Patrzmy daleką perspektywą. Przykład sprzątania pokoju dziecięcego: jeżeli wprowadzimy zasadę, że za posprzątanie zabawek dziecko może obejrzeć bajkę, a za totalny nieład bajki nie ma, to nigdy nie nauczymy dziecka, że miło się przebywa w czystym pomieszczeniu. Ono będzie sprzątało tylko by obejrzeć bajkę, nigdy nie doceni tego, że ład to cenna sprawa. Krótko mówiąc: karząc i nagradzając mamy rezultat od razu, ale nie mamy efektu długofalowego. Rezygnując z kar i nagród na rezultat trzeba poczekać, ale może warto.
- Posługujemy się w życiu schematami, skryptami, które nam wdrukowano. Mówimy do dzieci utartymi sloganami: „Uderzyłeś Anię, co musisz teraz powiedzieć?” – dziecko mówi „przepraszam” i uznajemy sprawę za załatwioną. A może poszukać motywacji wewnętrznej? Może nie narzucać rozwiązania. „Zobacz, Ania płacze, bo ją uderzyłeś. Masz pomysł, jak można to naprawić?”.
- Autor zachęca rodziców do przepraszania swoich dzieci. Mamy za co! I to właśnie mają być przeprosiny płynące w głębi serca!
- Więcej pytajmy, mniej gadajmy.
- Czasem każemy dzieci, bo nie spełniają naszych oczekiwań. Kara to też bycie niemiłym, zdenerwowanym, etc. Skoro nie możemy zmienić naszych dzieci, skoro są sytuacje, które niszczą nasze relacje, to może łatwiej jest zmienić oczekiwania? Nie oczekuj od dziecka, które jest porannym mułem z natury, że będzie szybko wsuwać kanapki o świcie i biec w podskokach do przedszkola. Może łatwiej wstać pół godziny wcześniej i dać mułowi się „wymulić” niż codziennie zaczynać dzień od histerii/krzyków/fochów. Przykłady można mnożyć.
- Dajmy dzieciom kontrolę nad ich życiem. Jeżeli chcemy uczyć je, że mają moc sprawczą – dajmy im tę moc! Decydujemy tylko w absolutnie kluczowych sprawach.
- Ustępujemy. Tak! Rodzice robią krok do tyłu, by dbać o relację z dzieckiem. Mamy bardzo mało czasu, by tę relację zbudować, nie traćmy go na zajmowanie się nieistotnymi kłótniami. Powodzenia!