Ulica radzi młodym matkom, wszak wszystkie dzieci nasze są. Radzi uparcie, radzi nie pytana. Radzi, bo wie, i wie lepiej! Wózek bliźniaczy sprzyja rozmowom, bo taki dwupłatowiec to sensacja. No, może – mała afera. W każdym razie zwraca uwagę i aż korci, by do takiej podwójnej matki zagadać.
Więc zagadywali, pozostawiając mnie w totalnej konfuzji. Człowiek się naprawdę takich pytań i rozmów z zupełnie obcymi ludźmi nie spodziewa.
Jest coś takiego w ludziach, że widząc bliźniaki spieszą poinformować ich matkę, jaki kontakt do tej pory z bliźniakami w życiu mieli. Więc słuchasz cierpliwe, że sąsiadka z klatki obok miała, ale dwóch chłopaków. Albo, że w rodzinie były raz, ale od strony męża i na szczęście od tej pory żadnego przypadku więcej. Dowiadujesz się, że kuzynka z Wrocławia ma, ale jeden wyjechał do Anglii, a jeden studiuje teraz na politechnice. No i że kuzynce to ciężko było, bo mąż pływał na morzach, a wtedy pieluch jednorazowych nie było. To kobiecie ciężko, oj ciężko było. Że na końcu ulicy kiedyś mieszkały, ale się wyprowadziły, no i one bardzo chorowite były. Innym zaś razem dostajesz na twarz informację, że koleżanka z pracy miała bliźniaczki, ale rude.
Podobne historie mogłabym mnożyć. Tak, bliźniaki są wśród nas. Trafiają się średnio raz na 80 ciąż, więc jest ich całkiem sporo.
Przechodnie traktują matkę jak istotę pozbawioną intymności. Nie ma problemu, by pytać obcą osobę: a jak Pani je rodziła? Ciężko było? O! Bliźniaki! To in vitro Pani robiła! Bo teraz bliźniaki, to wie Pani, głównie z in vitro! Ale w ciąży to ciężko było, co? Kilogramów przybyło?
Jest też w społeczeństwie „grupa wsparcia’, ona jest chyba najgorsza, bo rzuca komentarze w przestrzeń. Po kilku nieprzespanych nocach tekst: ja bym się załamała – naprawdę dodaje otuchy w zmaganiu się z rzeczywistością. Słyszałam także: przechlapane! Jak zaczną chodzić to dopiero będzie! Nie będę mówić, jak ma Pani prze**bane, bo Pani sama najlepiej wie, to ja już nie mówię jak bardzo! Ale ma Pani roboty! Ja z jednym nie mogę! A z dwójką?! O nie, ja dziękuję! A chociaż zdrowe?! Bo wie Pani, siostra miała, ale jedno miało chory mózg.
Nasze społeczeństwo ma też przedstawicieli nieco bardziej uduchowionych. Tych nawet lubiłam. Czasem miło usłyszeć: Bóg kiedyś Pani wynagrodzi, zdecydowanie mniej lubiłam teksty: o, Jezuuuu…. BLIŹNIAKI! Ale uwagi typu: ale dar! Podwójne szczęście! – w gąszczu innych są całkiem sympatyczne.
Nie wiedziałam, że bliźniaki przynoszą szczęście, coś jak kominiarz czy czterolistna koniczynka. Raz w tramwaju dobiegło do moich uszu: Szybko, łap się za guzik! Bliźniaki!!!
Zupełnie inne są spotkania rodziców bliźniaczych, oni nie mówią nic. Oni wymieniają spojrzenia! Oni wiedzą! Oni już zgłębili tajemnicę bliźniaczego wszechświata. Lubię te spotkania. Tę dyskretną wymianę spojrzeń. Nie trzeba nic mówić. My wiemy.
Są jednak tacy, którzy nie wiedzą, są tacy którzy podziwiają. Na koniec zostawiłam wisienkę na torciku, taki crème de la crème komentarzy ulicznych. Sytuacja w parku. Kroczę dzielnie z wózkiem. Na horyzoncie dwóch panów, klasyka: piwko z puszce, wózek ze złomem. Ich wzrok zawiesza się na moim, podwójnym pojeździe. W pewnym momencie jednemu z nich się wyrwało, z pełnym podziwem w głosie: ale Cię stary dobrze puknął. Kurtyna.