Zaczęło się dość niewinnie. Od pytania Mamy jakoś w połowie ciąży: myślisz o tym, żeby karmić piersią? Potem była kawa z Przyjaciółką, która też w ciąży, zagadnęła mnie, co myślę o karmieniu, bo wg Niej to dobry pomysł na start dla dziecka. Ja radośnie i dość bezmyślnie (dajmy na to, że był to już instynkt J), rzuciłam: tak, chcę! Totalnie nie wiedziałam, o co w tym chodzi. Myślałam, że karmienie to prosta sprawa: cyk i leci mleko, dziecko je, i przy okazji nie trzeba myć butelek.
Przyjaciółka M. nie dawała za wygraną z tym karmieniem, podrzuciła link do bloga Hafiji (https://www.hafija.pl/) i powoli, bardzo powoli zaczęła się moja edukacja. Nie, nie myślcie broń Boże, że przeleciałam tego bloga od deski do deski. Rzuciłam jedynie okiem, że bliźniaki można karmić z sukcesem piersią, że warto minimum przez pół roku oraz, że dokarmienie w szpitalu mm to zło. Tyle. Zero głębszej filozofii czy przemyśleń.
Tak „przygotowana”, z pożyczonym rogalem przystępuję do bycia matką karmiącą. Jezusmaria. Nic mnie w życiu tak nie zdziwiło jak moc dziąseł ssącego noworodka. Moja córka całą energię życiową, całe swoje 2490 gramów włożyła, by z siłą imadła wypić kilka kropel siary z mojej piersi. Wtedy coś we mnie drgnęło: skoro, to dla Niej takie ważne, to może dla mnie także powinno być. Przepadłam. Chociaż wtedy o tym nie wiedziałam.
Początek w szpitalu był taki, że Córka ssała jak pijawka – chętnie i łapczywie, a Syn spał. Spał i spał. Karmienie Syna stało się koszmarem szpitalnym. Próby dostawiania, zdecydowanie większego z pary bliźniąt kończyły się fiaskiem. Pozwólcie, że na opiekę laktacyjną poświęcę inny wpis, ale streszczając: różowo nie było.
Bezcenne wsparcie Mamy, cierpliwość i upór oraz rzeka motywacji od M. sprawiły, że zaskoczyliśmy. Udało się. Dzieci wyszły do domu karmione piersią.
Bolało. Bolało tak, że na myśl o karmieniu robiło mi się słabo. A karmiłam – wydawało mi się wtedy, że bez przerwy. Pierwsze zaskoczenia: skąd tyle siły w dziąsłach i, że czas między karmieniami liczymy od początku karmienia a nie od końca. Czyli: czas działa na korzyść błogo cycającego dziecka, a nie na korzyść umęczonej cycoleniem matki.
Wbiłam sobie do głowy, że muszę karmić przez pół roku. Już w drugim tygodniu życia dzieci kazałam liczyć siostrze, ile tygodni zostało mi do końca. Początek nie był łatwy. Ale jakieś takie otrzeźwiające myśli sprawiały, że trwałam w tym i trwałam. Karmiłam swoje bliźniaki 2,5 roku.
Chcesz karmić? Karm! Bliźniaki można z wykarmić piersią. Oto kilka rad/ przemyśleń/ argumentów, które pomogą Ci wytrwać:
- Nie kupuj mleka modyfikowanego! To wg mnie najważniejszy postulat z całej reszty. Dlaczego? Bo jak kupisz, to podasz. Skąd o tym wiem? Bo gdybym kupiła, to bym podała. Dojdziesz to takiego momentu, że mówisz: dość, nie mogę więcej. Doszłam do ściany. Cyce puste, dzieci płacząco-niespokojne, chcesz spać, jeść, chcesz wyjść. Były wieczory, że z rozpaczy i bezsilności podałabym mm. Ale spokojnie. Przetrwasz. Weź prysznic. Zostaw równie bezsilnego Ojca z dziećmi i wyjdź na chwilę. Skup myśli. Dasz radę. Takie wieczory nie zdarzają się często. Mijają równie szybko jak przyszły.Przetrwasz. Skoro ja przetrwałam, to nie widzę powodu, dlaczego Tobie nie miałoby się udać.
- Otocz się wsparciem. Szukaj osób w podobnej sytuacji, fajnie jest usłyszeć: nie łam się, mam tak samo. Rodzą się wtedy przyjaźnie,o jakich się światu nie śniło. Nie masz nikogo ciężarnego/ rodzącego w swojej okolicy? Szukaj grup wsparcia! Polecam grupę na facebooku Bliźniaki na piersi – otrzymasz tam solidną dawkę wiedzy i motywacji o każdej porze dnia i nocy. Strasznie żałuję, że trafiłam tam dopiero pod koniec swojej mlecznej przygody. Bo może jako karmiąca mama bliźniąt nie czułabym się jak ufoludek we współczesnym świecie. Miałam to szczęście, że całą grupę wsparcia zastąpiła mi M. Z nieba mi spadłaś! To dzięki Tobie mi się udało, to Ty kopałaś mnie w tyłek (i cyce), Ty we mnie wierzyłaś. Dziękuję Ci za każdą, nocną rozmowę na WhatsApp’ie. Jako jedyna mówiłaś, że mam tylko jedno dziecko więcej do wykarmienia, a nie, że aż dwoje. jesteś najlepsza! Nasz przyjaźń jest dowodem na to, że mleko matki łączy nie tylko matkę z dzieckiem <3
- Zindoktrynuj swojego Partnera. Niech wie, że to co robisz jest na serio ważne. Mój Mąż uwierzył w karmienie, miał chwile zwątpienia, ale zdecydowanie częściej był ze mnie dumy. A jak sam trafił na książkę, której autor łączy karmienie piersią z inteligencją dziecka – przepadł! Niech będzie Twoim obrońcą przed szemrzącymi o sztucznym mleku i przespanych nocach. We dwoje będzie Wam łatwiej.
- Wbij sobie do głowy, że wiedza pediatrów i położnych na temat karmienia piersią pozostawia często wiele do życzenia. Jeśli słyszysz rady o odstawieniu/dokarmianiu siedem rady się skonsultuj i upewnij, zanim to zrobisz!
- Poduszka do karmienia bliźniąt to zacna sprawa. Ja korzystałam z pożyczonego rogala (dziękuję Ci kuzynko B.). Nie miałam pojęcia, że istnieją specjalne poduszki do karmienia bliźniąt (taka byłam mądralińska i wyedukowana). Taka poducha pewnie ułatwiłaby mi wiele mlecznych wyzwań, więc chyba warto zainwestować. Dziewczyny z grupy często sprzedają/oddają takie cacka, zachowaj więc czujność i poluj.
- Myśl sobie zawsze w chwilach słabości: natura dała mi dwoje dzieci, to i da siłę i możliwości, by wykarmić tę dwójkę. Uwierz w siebie, zaufaj potędze przyrody, której przecież jesteśmy częścią. Uwierz, że dążymy do przetrwania gatunku, a łapczywe usta Twoich dzieci niech będą tego czystym wyrazem.
- Skoro laktacja działa na zasadzie: ile wyciągniesz – tyle napłynie, to skoro wyciągnie się dwa razy więcej, to dwa razy więcej napłynie. Proste!
- Jeśli naprawdę chcesz karmić, historie osób karmiących dzieci mm wpuszczaj jednym uchem, wypuszczaj drugim. Zwłaszcza historie o przespanych nocach. ( O tym też będzie osobny temat – już nie mogę się doczekać!)
- Przeczytaj skład mm – widzisz to połączenie oleju palmowego z tablicą Mendelejewa? Chciałabyś to pić? Ja nie!