Nic nie dzieje się bez przyczyny. Mam wrażenie, że mamy karmiące piersią na odpowiednim etapie otrzymały solidne wsparcie bliskich, porządnie same się wyedukowały, albo miały szczęście ogromne i trafiły na kompetentny personel medyczny.
Te, które zrezygnowały na wczesnym etapie nie miały tego szczęścia. Zanim zaczniecie rzucać w Nie kamieniami, zastanówcie się na jaką opiekę okołoporodową trafiłyście w temacie laktacji. Ja po tym, co usłyszałam od położnych/ lekarzy sama się sobie dziwię, że wytrwałam i że skończyło się tylko na przewracaniu oczami z mojej strony.
Położna podobno laktacyjna
Przykład najgorszy z opisanych przeze mnie. A do tego miałam tę nieprzyjemność spotkać się z taką „doradczynią” już w drugiej dobie po porodzie. Szpital kliniczny – więc wydawałoby się, że coś tam widzieć powinni. Wkracza na salę położna laktacyjna (pierwszego dnia jest dobrym policjantem) ze sztucznym uśmiechem gratuluje powicia maluchów, zwraca się do pacjentek per „Matka”: – Teraz Matka to się relaksuj, kawkę sobie kup w automacie. Matka, urodziłaś to niech ojciec teraz się opiekuje. A ty, Matka kawkę pij, dobra taka za 1,50 w automacie. No i Matka: karmimy, karmimy? No! Karmimy!
Jeśli jakaś pacjentka nie ma przy sobie dziecka, pani nawet nie omiata jej wzrokiem. Nie widzi jej. Jeszcze by pytania o odciąganie pokarmu zadawała, lepiej udawać, że jej nie ma.
Po wizycie, która trwała może 1,5 minuty na 3 pacjentki byłyśmy jeszcze głupsze i bardziej zdezorientowane niż przed nią. Jedyne polecenie jakie otrzymałyśmy to wypicie obleśnej kawy z automatu. Product placement czy coś. Nie piję kawy niestety.
Serio?! To jest chyba moment żeby wyłożyć co i jak. Jak często, jak przystawiać, co robić jak nie idzie. Tu należy się wykład, że kilka kropel pierwszego dnia wystarczy. Że to najlepsze dla dziecka, że trzeba sobie zaufać. Ja nie oczekuje pieszczot ani przyjaźni. Ja oczekuję jedynie wiedzy i odrobiny empatii. Położna laktacyjna to nie jest zawód jak każdy inny, po co robić coś, w co absolutnie się nie wierzy. Nie mam w sobie empatii? Super! Idę pracować w sklepie albo na poczcie, tam co najwyżej zepsuje komuś burknięciem dzień, a nie zabiorę szansy dziecku na picie z piersi matki.
Kolejnego dnia pani zamienia się w złego policjanta. Myślę, że to z konieczności szybkiego zwolnienia łóżka. Szpital ma spory „przerób”, więc 4 doby po CC i trzeba do domu. No, ale waga noworodka musi zacząć przyrastać! Wiadomo, że na mleku matki może nie iść tak szybko. Pani podobno laktacyjna opowiada historię o tym, że w tej chwili głodzę dzieci, że jestem szalona, bo kto to widział bliźniaki karmić. Otrzymuję propozycję nie do odrzucenia: jeśli chcę wyjść za 2 dni do domu muszę dokarmiać dzieci mm. Chce wyjść, Boże jak ja chciałam wyjść! Dałam. Złamałam się i załamałam się totalnie. Cały plan o karmieniu – wydawało mi się wtedy – legł w gruzach. Zamieniłam się w kupkę nieszczęścia i łez, czułam, że bycie matką mnie przerosło, że nie ogarniam i już nigdy nie ogarnę. Nie wiem jak się wtedy doprowadziłam do takiego stanu, by znów zacząć karmić. Może cud. Byłam wtedy u kresu.
Położna środowiskowa
Moja położna, trochę wybrana z przypadku – tak, moja wina, wiem – miała bardzo pragmatyczne podejście do opieki nad noworodkiem. Krótko mówiąc: jak robić, by się nie narobić. Dziecko płacze – smoczek, nie śpi w nocy – butla, niespokojne – bujaczek etc. Nie była nachalna, nie przekonywała w żadną ze stron. Ale wiary w karmienie piersią nie było w niej za grosz. Dziś do wyboru położnej podeszłabym w taki sposób, by bardziej jej poglądy spotykały się z moim modelem macierzyństwa.
Pediatrzy
Pozwólcie, że tutaj wymienię tylko kilka cytatów z życia wziętych:
„4 miesiące?! To na zupę jarzynową czas najwyższy, bo na tym mleku im ciężko.” (Przez 3 miesiące okłamywałam pediatrę, że młodzież wsuwa warzywa aż im się uszy trzęsą.)
„Biegunka? Pani odstawi karmienie na 5 dni i da kleik ryżowy i gotowaną marchewkę.” (Rada dla dziecka 10 miesięcznego)
„Lekarz:! Dziecko ma wykwity na twarzy!
Ja: Karmię piersią więc może synek na coś zareagował.
Lekarz: To Pani nie wie na co?! To proszę natychmiast ostawić jak sobie Pani tak lekceważy! I mleko zalecam dla alergików. W recepcji proszę odebrać receptę. Pani astmę u dziecka takim podejściem wywoła! Naprawdę się dziwię matce…”
„No, ale teraz to już ograniczamy karmienie (14 miesięcy) dzieci za bardzo się przywiążą.”
Także tego.
Dziwicie się jeszcze, dlaczego sporo Mam rezygnuje z karmienia?
Zgadzam się z opinia, że opieka laktacyjna to wielkie rozczarowanie w szpitalu. Dobrze, że cudem się nie podałaś! Gratulacje – teraz sama wie, że to naprawdę trudne!
Ja na Polnej trafiłam na świetną doradczynie. Problemy koleżanek z sali były bardzo duże (dosłownie) i tak długo siedziała aż się udało. Mało tego – pielęgniarka pomagała jej w nocy się dostawić. Podobnie środowiskowa położna – każda pozycję mi skontrolowala
a pediatra na pytanie o wakacje w Hiszpanii z 5-ms: nie dopajac! tylko pierś
Sceptyków po drodze spotykałem, ale miałam argumenty z warsztatu laktacyjneho z Szkoły Rodzenia, a tak to chyba miałam szczęście
Ja co do opieki laktacyjnej na Polnej mam mieszane uczucia, były dyżury, które prosiłam o pomoc, a były takie, na których wolałam radzić sobie sama, bo wiedziałam, co mnie czeka. Trafiłam też na doradczynię laktacyjną, głęboko wierzącą w moc mm. Ale do dziś noszę w sercu wdzięczność do Dziewczyny (chyba była jeszcze na praktykach), która pomagała mi przez całą noc karmić syna. To było nieocenione wsparcie!