Ile razy słyszałam w życiu pytanie? Nie wiem. Pora więc odpowiedzieć sobie raz, na zawsze i szczerze: nie ogarniam. Płynę z prądem i wyznaczam sobie rzeczy najważniejsze. Moja dusza perfekcjonistki nie ułatwia mi tego i cały czas się uczę.
Ale po kolei! To nie tak, że dzieci chodzą głodne i brudne. Ale nie jest też tak, że siadam na czystej kanapie z filiżanką herbaty (boszzz… kto pije herbatę w filiżance) i cieszę się rozkoszną chwilą dla siebie.
Mając dwoje maleńkich dzieci, dając z siebie totalne maksimum, jesteś i tak w stanie zrobić absolutne minimum. To tylko i aż tyle. Im szybciej to zrozumiesz, Młoda Mamo, tym łatwiej Ci będzie w życiu. Łatwo jest popaść we frustrację – uważaj i bądź dla siebie łaskawa. Jeśli Ty nie dasz sobie taryfy ulgowej, nikt inny tego za Ciebie nie zrobi.
Na mądrych szkoleniach w wielkich firmach mówią: wyznaczaj sobie priorytety. Błąd! Wyznacz sobie jeden priorytet – bo tak właśnie wygląda definicja tego słowa: priorytet może być jeden i basta! W moim przypadku jest to dobrostan dzieci. Podobno szczęśliwa matka, to szczęśliwe dziecko, ale ja myślę, że to powiedzenie w każdej konfiguracji ma w sobie dużo prawdy. W naszym domu dzieci mają być dopieszczone i zadowolone. Reszta czeka na swoją kolej. Trudno myć okna, gdy ktoś przy nodze jęczy o chwilę zainteresowania. Są naprawdę w życiu rzeczy, które irytują bardziej niż smugi. Przetestowałam. Nie próbujcie. Nie ma sensu.
„Siedząc z dziećmi w domu” starałam się codziennie ugotować coś na obiad. Nie jest to wynik żadnej chorej ambicji, czy wymóg męża, bo ten z chęcią zawsze zje kanapki. Po prostu uważam, że fajnie usiąść raz dziennie do wspólnego posiłku. To się chyba życie rodzinne nazywa i tworzenie klimatu do rozmowy czy jakoś tak. To gotowanie z niemowlakami to ciekawa sprawa. Kiedy gotowałaś najprostszy na świecie obiad w przynajmniej etapach? Wierz mi, siadając do stołu masz wrażenie, że serwowane danie widziałaś już ze 25 razy. Jemy oczami, więc w zasadzie nie jesteś już głodna. Dieta cud! Ale spokojnie – to etap przejściowy i za chwilę zyskasz dwóch dzielnych pomocników w kuchni. Chociaż nie jestem przekonana, czy to aby na pewno skraca czas przygotowywania posiłków!
Urlop macierzyński ma w sobie dużo paradoksów. Chociaż przez 365 dni masz w zasadzie sobotę, to i tak na weekend czekasz jak nigdy dotąd. Niedziela wieczór to trauma, już wiesz, że od poniedziałku czeka Cię pięciodniowa, samotna walka z niesforną, podwójną materią. Weekend to święto. Ojciec w sobotnie przedpołudnie wypływa podwójną gondolą w rejs. A Ty masz chwilę, by ogarnąć to, czego przez cały tydzień dotykałaś tylko myślami i skrzętnie układałaś w listę rzeczy do zrobienia. Może być to cokolwiek, może to być równie dobrze nic. Trwanie i gapienie się w martwy punkt ma wiele zalet terapeutycznych. Podobno.
Matce należy się też wyjście. Powinno się to wpisać do kanonu Podstawowych Praw Człowieka, jako prawa niezbywalne, za za łamanie których grozi ściganie jak za zbrodnię przeciwko ludzkości. Tak, matka musi wyjść z domu. Musi, bo inaczej wariuje. Ja polecam sesje terapeutyczne w Rossmannie. Boszzzzz… Takie samotne wyjście! Można popatrzeć, powąchać, poczytać skład szamponu niemowlęcego. Wolność! Zebranie myśli! Podobną, uzdrawiającą moc ma samotna wizyta w Lidlu. Ileż wspaniałości można obejrzeć w tych koszach! Trudno wybrać się gdzieś dalej, gdy masz w głowie świadomość, że ojciec biedny czeka bez mlecznego biustu z parą osesków. Dalej się nie da wyjść, ale warto. Po stokroć!
Co z resztą obowiązków domowych? Dziel i odpuszczaj. I rezygnuj z tego, co naprawdę nie jest niezbędne. Słyszałaś, by ktoś kiedyś chorował, bo matka mu bodziaka nie wyprasowała? Nie zaglądaj pod szafy, nie interesuj się brudnymi szybami, nie denerwuj kurzu spoczywającego spokojnie i sennie na półkach. Niech leży. Na wszystko przyjdzie czas.
Kładź się wcześnie spać, dłużej siedzieć i tak nie dasz rady. Dbaj o siebie, na tyle, na ile możesz. Śmiej się ze swojej nieporadności. Ona minie. A jak masz poczucie, że nie ogarniasz – włącz pralkę. Ona ogarnie coś za Ciebie, chociaż odrobinkę. Powodzenia!